W ostatnich tygodniach, w niemal każdej wypowiedzi wpisującej się w dyskusję nad tekstem nowelizacji ustawy o IPN, przywoływany jest przykład Muzeum w Markowej. Abstrahując od racji prezentowanych przez zwolenników i przeciwników zapisu, trudno jednakowoż przejść obojętnie wobec powielanych błędnych informacji o rodzinie Ulmów oraz samej ekspozycji muzealnej. W obliczu tych nadużyć, bezpośrednio uderzających w wizerunek Muzeum, czujemy się zobowiązani zabrać głos.
Całkiem niedawno wystosowaliśmy pismo do redakcji Politico oraz autora tekstu, który cytując anonimowych dziennikarzy podaje, że Ulmowie zostali … sprzedani Gestapo przez sąsiada.*
Od kilku dni krajowe media cytują tekst wiązany, na podstawie doniesień PAP, z Instytutem Yad Vashem. Także w tym tekście i jego powtórzeniach trudno nie zauważyć błędnej informacji o rodzinie Ulmów, zadenuncjowanej – zdaniem autorów – przez polskich sąsiadów. Dziwi i smuci nierzetelność przekazu, bo przecież wystarczy zapoznać się z monografiami lub zwiedzić muzealną ekspozycję, by wiedzieć, że Ulmów zdradził najprawdopodobniej Włodzimierz Leś – granatowy policjant z Łańcuta.
Cytowane błędy, pojawiające się wyjątkowo często w ostatnim czasie, zdarzały się i wcześniej. Pamiętamy opublikowany w Gazecie Wyborczej artykuł dwóch uznanych badaczy informujących, iż Muzeum znajduje się na miejscu domu Ulmów, podczas gdy lokalizacja ta jest zupełnie inna. Wydawałoby się, że poczyniona zgodnie z zapewnieniem autorów kwerenda in situ powinna wyeliminować tak oczywiste błędy rzucające cień na rzetelność opublikowanego tekstu. Tu przynajmniej pojawiło się późniejsze sprostowanie.
Jako Muzeum mieliśmy okazję przekonać się, zwłaszcza w ostatnich dniach, jak krzywdzące bywają nie tylko tego rodzaju błędy merytoryczne, ale też uogólnienia i uproszczenia formułowane – paradoksalnie – często przez tych, którzy przed nimi przestrzegają. I znów przykładów dostarcza cytowany od kilku dni tekst, w którym Muzeum w Markowej zarzuca się, iż dąży do prezentowania całej nacji jako „narodu ratujących”. Statut Muzeum wyraźnie precyzuje zadanie Muzeum, którym jest „ukazanie historii ratowania Żydów przez Polaków podczas II wojny światowej, polsko-żydowskich relacji w czasach Holokaustu, oraz upowszechnianie wiedzy o losach Rodziny Ulmów z Markowej”. Realizujemy je nie pomijając bynajmniej wątków negatywnych, co widoczne jest i na ekspozycji, i w ofercie warsztatowej, i w organizowanych przy współpracy z wieloma instytucjami o różnym profilu wydarzeniach. Zarzut jednostronności równie dobrze można formułować wobec tych, którzy
w dyskursie o pełnym spektrum postaw Polaków wobec Zagłady Żydów odmawiają zasadności akcentowaniu pozytywnych przykładów, a jednocześnie w pełni akceptują epatowanie przykładami negatywnymi. Sam pomysł upamiętnienia polskiej pomocy prześladowanej w czasie niemieckiej okupacji ludności żydowskiej ratujących Żydów w formie dedykowanego im muzeum też nie powinien nikogo bulwersować. Wszak analogiczne muzea poświęcone bohaterom łotewskim, francuskim, włoskim czy niemieckim powstają w całej Europie (Rydze, Le Chambon-sur-Lignon, Nonantola, czy Berlinie) i nie wywołują takiej lawiny krytyki. Tam również ekspozycje poświęcone są bohaterom, bo z zasady to im, a nie złoczyńcom, stawia się pomniki.
W nadchodzących dniach pojawią się kolejne wypowiedzi dotyczące Muzeum Polaków Ratujących Żydów. Sformułowane zostaną kolejne wnioski, mniej lub bardziej trafne, mniej lub bardziej stosowne. Apelujemy, by ich podstawą był rzetelny przekaz.
*Tekst zmodyfikowany w związku z korektą naszego tłumaczenia oryginału.