10 maja 1943 roku, o godzinie 10.00 miała swój finał akcja, która na zawsze zapisała się w historii Polski oraz narodu żydowskiego. Simcha Rotem-Ratajzer, pseudonim Kazik, uczestnik powstania w getcie warszawskim, wyprowadził kanałami z płonącego getta ostatnią grupę około 40. powstańców Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB). Jego przewodnikami po podziemiach byli pracownicy Inspekcji Sieci Wodociągowej i Kanalizacyjnej. To właśnie w mrocznych tunelach warszawskich kanałów kryje się opowieść o niezwykłym bohaterstwie. Wacław Śledziewski i Czasław Wojciechowski, dwaj warszawscy kanalarze, stali się symbolem odwagi i niezłomności w walce z niemieckim terrorem. Ryzykując własnym życiem, ocalili nie tylko grupę powstańców żydowskich z getta warszawskiego, ale również pomogli ocalić pamięć o żydowskim oporze i niezłomnej walce z niemieckim nazistowskim okupantem.
Życie w getcie było nieustanną walką o przetrwanie. Codzienność naznaczona była głodem, chorobami, cierpieniem, terrorem oraz wszechobecną śmiercią. W obliczu tak ekstremalnych warunków łatwo było ulec rozpaczy i poddać się bezwolnie okrutnemu losowi. Bojownicy ŻOB wybrali inną drogę. Pomimo świadomości nadchodzącej śmierci, nie dali się złamać. Zamiast apatii wybrali opór. Zamiast strachu – odwagę do walki.
Po pacyfikacji powstania ostatni bojownicy ŻOB nie byli osamotnieni. Pomocną dłoń wyciągnęli do nich pracownicy warszawskiej Inspekcji Sieci Wodociągowej i Kanalizacyjnej, współpracujący z polskim ruchem oporu.
O przejmujących wydarzeniach nocy z 8 na 9 maja 1943 roku możemy dowiedzieć się z relacji Wacława Śledziewskiego, warszawskiego kanalarza, który do getta dostarczał żywność i broń. Po wybuchu powstania dwukrotnie wyprowadzał stamtąd uciekinierów. Po raz pierwszy 28 kwietnia, a drugi raz w nocy z 8 na 9 maja. W tej grupie znalazł się m.in. Marek Edelman, ostatni przywódca ŻOB.
Wspomnienia Śledziewskiego, zatytułowane „Wydarzenia z czasów okupacji”, znajdują się w archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego (ŻIH). W 2013 roku do dokumentu dotarli pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie S.A. (MPWiK). Dokument został odnaleziony w związku z ideą upamiętnienia przewodników po kanałach, która zrodziła się podczas uroczystości z okazji 70. rocznicy powstania w getcie warszawskim. W artykule Wojciecha Bliźniaka, opiekun ekspozycji w Muzeum Wodociągów i Kanalizacji na Stacji Filtrów, tak opisał, jak do tego doszło. „MSZ poinformowało naszą spółkę o idei uhonorowania przewodników po kanałach podczas uroczystości 70. rocznicy powstania w getcie. Ministerstwo zaproponowało umieszczenie na istniejącym pomniku dodatkowej tablicy z ich nazwiskami. Władze MPWiK zgodziły się. Wątpliwości wzbudziły jednak imiona, jakie według urzędników resortu nosili kanalarze – Jan i Mieczysław. Nie zgadzały się one z zachowanymi i opublikowanymi relacjami z lat okupacji. Rozpoczęliśmy więc poszukiwania w dostępnych opracowaniach, źródłach historycznych i archiwach. Kwerendę przeprowadzili również pracownicy naszego zakładowego archiwum. Wątpliwości rozwiało ostatecznie dotarcie przez nas do relacji jednego z kanalarzy, który brał udział w wydarzeniach sprzed 70 lat. Jak się okazało, w 1963 roku opisał on całą akcję […]”.
Cytując relację Śledziewskiego chcemy zwrócić uwagę, że dokument jest nie tylko cennym źródłem historycznym, lecz również poruszającym świadectwem odwagi i poświęcenia zwykłego człowieka, który w obliczu zbrodni ludobójstwa nie pozostał obojętny.
8 maja 1943 roku o godzinie 22.00 pod dom Śledziewskiego podjechała dorożka. „Wstawaj Wacek, masz duże zadanie wyprowadzenia powstańców z getta z ulicy Miłej” – rzucił towarzysz „Kolejarz”. Śledziewski zareagował z niedowierzaniem. Wiedział bowiem, że po poprzedniej ewakuacji bojowników ŻOB z jego udziałem w kanałach pozakładano puszki gazowe i zasypano włazy gruzem, a drzwi bocznego wejścia zamknięto. „To niemożliwe tam dojść” – odparł, wiedząc jak skomplikowana będzie ta misja. „Kolejarz” był jednak nieugięty. „Po trupach a musisz tam dojść” – rozkazał stanowczo. Wiedząc, że nie ma odwrotu, Śledziewski wstał z łóżka, ubrał się i chciał wyjść z domu, lecz jego żona, przeczuwająca ogromne niebezpieczeństwo, starała się go zatrzymać. W tym dramatycznym momencie „Kolejarz” sięgnął po broń i zmusił kobietę do odstąpienia. Na klatce schodowej „Kolejarz” wręczył Śledziewskiemu pistolet i dwa magazynki, i powiedział „W razie czego będziesz się bronił”. Obaj wsiedli do dorożki, gdzie czekał „Krzaczek” z dorożkarzem. Ruszyli w drogę na Pragę, po Czesława Wojciechowskiego, pracownika Inspekcji Sieci Wodociągów i Kanalizacji, który zawsze towarzyszył Śledziewskiemu w wyprawach do getta. Kiedy Śledziewski wraz z „Kolejarzem” i „Krzaczkiem” dotarli do mieszkania Wojciechowskiego, by go ze sobą zabrać, napotkali opór. Wojciechowski i jego rodzina nie chcieli zgodzić się na udział w akcji. Śledziewski zagroził bronią i po chwili grupa wyruszyła w drogę. Dorożka zawiozła ich na ulicę Prostą 34, gdzie na nich czekano. Na miejscu otrzymali ubrania i światło. Jako ochronę przydzielono im gwardzistę uzbrojonego w broń i granaty. Śledziewski otrzymał rozkaz: dotrzeć kanałami na ulicę Miłą 18 i przeprowadzić powstańców z getta. Około północy grupa zniknęła w ciemnościach kanałów. Śledziewski prowadził, za nim podążał Wojciechowski, a trzeci szedł gwardzista. Ich wędrówka wiodła kanałami pod ulicami: Prostą, Żelazną, Nowolipie, Smoczą, Gęsią, Zamenhoffa, aż do Miłej. Na rogu Zamenhoffa i Miłej napotkali przeszkodę. Boczne wejście do getta, przez które mieli przeprowadzić powstańców, było zamknięte. Spiętrzone ścieki uniemożliwiały dalszą drogę. Śledziewski zdawał sobie sprawę z ryzyka – ścieki sięgały po pachy. Czas naglił, a los powstańców wisiał na włosku. Zdeterminowany podjął decyzję, by iść dalej. Grupa pokonała 100 metrów i po kilku minutach byli na miejscu. Śledziewski otworzył klapę włazu i wyjrzał na górę. Była 1.00 w nocy. Właz był na ulicy Dzikiej. Znajdowała się na niej wejściowa brama do getta oświetlona przez Niemców tak, że stawali się dla nich widoczni. Śledziewski i gwardzista wyszli z kanału i czołgając się przedostali się na drugą stronę ulicy. Wojciechowski został w kanale. Kiedy dotarli na miejsce spotkania, na ulicę Miłą, nikogo tam nie zastali. Zawrócili i tą samą drogą wrócili do podziemi. Zdesperowany Śledziewski zwrócił się do gwardzisty z pytaniem, co robić. Byli bezradni. Mogli jedynie spekulować, że powstańcy muszą być gdzieś w pobliżu. Śledziewski krzyknął dwa razy, ale nikt nie odpowiedział. Wówczas przypomniał sobie o dużym kanale pod ulicą Franciszkańską. Z nadzieją ruszyli w drogę, kierując się ku ulicy Gęsiej, następnie Nalewek i Franciszkańskiej. Nagle w oddali ujrzeli światło. Śledziewski wysłał gwardzistę naprzód i dał znaki lampą. Postacie posuwały się w ich stronę. Powstańcy, niepewni, kto idzie, myśleli, że to Niemcy. Dopiero gwardzista, wykrzykujący hasło rozpoznawcze, rozwiał obawy. Odpowiedzieli tym samym hasłem i wkrótce znaleźli się w objęciach ratowanych powstańców. Po krótkiej przerwie, w świetle lamp, ustawili się do marszu. Godzina była późna, a przed nimi długa i niebezpieczna droga, szczególnie dla tych, którzy pokonywali trasę kanałami po raz pierwszy. Powstańcy, przyzwyczajeni do przestronnego kanału pod ulicą Franciszkańską, z trudem poruszali się w wąskich, jajowatych tunelach, gdzie wysokość wynosiła zaledwie 110 cm, a szerokość 60 cm. Dotarli do włazu, którym weszli do kanałów. Śledziewski i Wojciechowski wyszli na placu Kazimierza Wielkiego przy ulicy Miedzianej i udali się na ulicę Prostą 34. Bojownicy czekali w kanale na zorganizowanie transportu. Z innych źródeł wiemy, że oczekiwanie trwało blisko 48 godzin. Śledziewski wraz z kolegą umyli się, przebrali i wreszcie mogli odetchnąć z ulgą. W restauracji zjedli posiłek. „Ja swój obowiązek obywatelski wykonałem, ażeby uratować ludzi od śmierci, żeby nie dostali się w łapy hitlerowców” – podsumował akcję Śledziewski w relacji spisanej w 1963 r.
Z całej grupy wyprowadzonej z płonącego getta tylko osiem osób przetrwało wojnę i mogło świadczyć o bohaterstwie warszawskiego getta. Byli to: Roman Bornstein, Tuwia Borzykowski, Marek Edelman, Chaim Frymer, Masza Glajtman-Putermilch, Pnina Grynszpan-Frymer, Chana Kryształ-Frykszdorf i Cywia Lubetkin.
Warszawscy kanalarze Wacław Śledziewski i Czesław Wojciechowski, ryzykując własnym życiem, ocalili nie tylko powstańców, ale pomogli również ocalić pamięć o żydowskim oporze i niezłomnej walce z nazistowskim barbarzyństwem.
W piątek, 10 maja 2024 r., w 81. rocznicę tego wydarzenia, przedstawiciel Muzeum Polaków Ratujących Żydów złożył wieniec w hołdzie powstańcom warszawskiego getta i warszawskim kanalarzom w miejscu pamięci przy ul. Prostej 51 w Warszawie. Znajduje się tam Pomnik Ewakuacji Bojowników z Getta Warszawskiego, zaprojektowany na kształt włazu kanałowego, na którego metalowych stopniach umieszczone są rzeźby ludzkich dłoni, a także ustawiona w późniejszym czasie dodatkowa tablica upamiętniająca udział warszawskich kanalarzy w tej dramatycznej akcji.
Marta Dobrucka
[i] Cytat z relacji „Wydarzenia z czasów okupacji” autorstwa Wacława Śledziewskiego, pracownika Inspekcji Sieci Wodociągowej i Kanalizacyjnej. Wacław Śledziewski, wspólnie z Czesławem Wojciechowskim, pomogli ocalić ostatnich bojowników Powstania w Gettcie Warszawskim i wyprowadzić ich kanałami na aryjską stronę. Źródło: archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, sygnatura 301/5966.
[ii] Ostatni bojowcy Powstania w Gettcie Warszawskim, dowodzeni i wyprowadzeni przez Marka Edelmana należeli do Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB) lewicowej organizacji zbrojnego oporu Żydów powstałej w warszawskim getcie między lipcem a październikiem 1942 roku w wyniku wspólnych ustaleń socjalistycznego Bundu, młodzieżowych organizacji syjonistycznych i Polskiej Partii Robotniczej. ŻOB była uznawana zarówno przez Delegaturę Rządu na Kraj, jak i komunistyczną Polską Partię Robotniczą, Organizacja otrzymywała broń i wsparcie od Armii Krajowej i Gwardii Ludowej.
Podziękowanie
Zespół Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej dziękuje za udzieloną pomoc pani Jolancie Maliszewskiej, Rzecznik MPWiK – Wodociągów Warszawskich, oraz panu redaktorowi Wojciechowi Bliźniakowi za autorską zgodę na wykorzystanie artykułu „Wyprowadzili bojowców z Getta” („Wodociągowiec Warszawski”, nr 21, 2013 r.)