Wczoraj (3 lutego) zmarł Szewach Weiss – były ambasador Izraela w Polsce.
Szewach Weiss urodził się w 1935 r. w Borysławiu, który wówczas należał – podobnie jak Markowa – do województwa lwowskiego. Po zajęciu wschodnich kresów II RP przez wojska Niemieckie, Weissowie ukrywali się zarówno u Ukraińców, jak i wśród Polaków.
W 1946 r. Weissowie wyemigrowali z Polski, by wkrótce dotrzeć do nowo powstałego Państwa Izrael. Szewach w młodości uprawiał sport (lekkoatletykę i podnoszenie ciężarów), potem zajął się politologią, w latach 1976 został profesorem nauk politycznych na Uniwersytecie w Hajfie. Był przez wiele lat radnym w Hajfie, a później – w latach 1981 –1999 – posłem do Knesetu, w tym od 1992 do 1996 przewodniczącym izraelskiego parlamentu. W latach 1977-1999 był członkiem Komitetu Centralnego Partii Pracy. W 2000 r. został przewodniczącym Rady Instytutu Pamięci Yad Vashem.
Szwach Weiss był w latach 2001-2003 ambasadorem Izraela w Polsce. Od tego czasu datuje się jego wielka popularność w Polsce, która nie ustała, gdy przestał pełnić tę funkcję. Był nietuzinkowym ambasadorem: znał biegle język polski, łatwo nawiązywał stosunki towarzyskie i przyjaźnił się z wielu Polakami. Zaskarbił sobie sympatię Polaków otwartością, a także umiarem w ocenach historycznych.
Wydaje się, że lepiej niż większość Żydów z Izraela i z diaspory rozumiał dwie sprawy: ścisłe zespolenie historii polskiej i żydowskiej przez wiele wieków, aż to momentu Zagłady; a także wyjątkowość warunków okupacji niemieckiej na ziemiach polskich. Z tego pierwszego powodu Szewach Weiss uważał, że istnieją obiektywne warunki do żywej współpracy Polski i Izraela, Polaków i Żydów na niwie kultury. Z tego drugiego – nie był skory do rzucania łatwych oskarżeń. W 2019 r. na ten okupacyjnych dziejów swojej rodziny, w wywiadzie dla Polskiego Radia: Mnie, mojego ojca, matkę, siostry, brata, ciocię i kuzyna uratowali Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Mam osobiste doświadczenie tego, co znaczy odwaga i sprawiedliwość wewnętrzna tych ludzi. Do końca pokoleń nikt z nas o nich nie zapomni.